AT-3, SP-ICY

W końcu kolejny model samolotu, który trochę znam (choć stwierdzenie, że znam go dobrze, byłoby mocną przesadą) i którym kilkakrotnie leciałam. AT-3, nowoczesny samolot szkoleniowy i turystyczny produkcji polskiej, który osobiście najlepiej kojarzę z tego, że "długo się grzeje". Duża osłona kabiny zapewniająca widokowy IMAX, drążek sterowy przyjazny zwłaszcza szybownikom, przestronny kokpit. Ma kilka konkretnych elementów wyglądu, które bardzo zależało mi, by odwzorować w maskotce - choćby charakterystyczny kształt statecznika pionowego czy spłaszczona od spodu część ogonowa.

Odnośnie tej ostatniej - jak wspominałam w innych postach, pojedyncze części maskotki są trochę jak balony - wypełnione wypełniaczem (przepraszam za pleonazm) dążą do kształtu okrągłego w przekroju, w związku z czym w maskotkach kadłuby szybowców czy samolotów pasażerskich nie sprawiają kłopotu, zaś nad kanciastymi kształtami (choćby Cessna) trzeba się trochę nagłowić, o ile w ogóle się tego podejmuję. AT-3 jest raczej opływowa i prosta w kształcie - choć podczas okazjonalnych przeglądów samolotu, ten spłaszczony od spodu kadłub wpadł mi w oko szczególnie.

Jeśli chodzi o sam egzemplarz, SP-ICY, to jest to samolot latający dla grupy pokazowej 3at3 Formation Flying Team. Do wzorów należą standardowe dla AT-3 dwukolorowe paski, w tym przypadku granatowe i pomarańczowe, a także - i to było dla mnie nie lada wyzwanie - logo grupy na wierzchu obu skrzydeł. Jak to zrobić, żeby to ładnie wyszło, oraz żeby niepotrzebnie się nie napracować ryzykując, że jednak nie wyjdzie? Wyszyć? Może nie wyjść. Wyciąć elementy i je przyszyć? Niektóre z nich są na to za małe. Ostatecznie spędziłam sporo czasu nad czymś, co wyszło dobrze. Rysunek z ekranu należało przenieść na papier, z tego zaś - na filc (odpowiedni, nierozwalający się). Odpowiednie narzędzia, ogromne skupienie, odrobina frustracji, gdy ręka zadrżała, ale w końcu wzorki gotowe - jeszcze tylko klej (rzecz jasna, nie byle jaki, zdrowy dla tkanin), znów skupienie, i efekt końcowy rewelacyjny. I jaki realistyczny!

Sesja zdjęciowa, jak to mi ostatnio weszło w zwyczaj, na lotnisku. W panujących ostatnio w Polsce zimowych warunkach trudno było znaleźć odpowiednie miejsce do zrobienia zdjęć, bo albo śnieg, albo mokro, albo plucha. Kawałek suchego betonu pod hangarem jednak się znalazł. 








A po zdjęciach, ucieszona słoneczną pogodą, jeszcze chwilę po lotnisku pospacerowałam - i nagle wpadłam na pomysł. Samolot wprawdzie biały, ale gdyby spróbować zrobić mu zdjęcie na śniegu? Wszak SP-ICY, co kojarzy mi się z lodem (choć znaki boczne samolotu rozumieć też można wprost przeciwnie, jako angielskie słówko spicy, czyli pikantny). Zdjęcie okazało się rewelacyjne, bo wygląda to tak, jakby moja maskotka wzniosła się ponad chmury... i na pierwszy rzut oka chyba tylko nieruchome śmigło i nieprzezroczysta owiewka zdradzają, że nie jest to prawdziwy samolot w locie.




Komentarze