Eurocopter EC135, LPR


Rola zarówno Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, jak i samego Eurocoptera w moim życiu nigdy nie była bezpośrednia, choć w pewnym stopniu znacząca. Z tymi śmigłowcami po raz pierwszy zetknęłam się na lotnisku Olsztyn-Dajtki, gdzie podjęłam swoje pierwsze szkolenie lotnicze (szybowcowe) w 2017 roku. O ile zawsze miałam sentyment do Olsztyna, tak za sprawą lotniska pokochałam go jeszcze bardziej. A może po prostu pokochałam lotnisko... 
 
Tak czy owak atmosfery tamtego lata nie zapomnę nigdy: latanie od wczesnego ranka do zachodu słońca, zapach skoszonej i wysuszonej trawy, zapach wody, a przede wszystkim krajobrazy. Piękna rejonu Olsztyna widzianego z góry nie sposób opisać, zresztą nie jest to odpowiednie na to miejsce. Lecz drugim obrazkiem, który mocno zapadł mi w pamięć, jest teren lotniska: jasnozielone pole przedzielone szarym pasem, otoczone ciemnozielonymi lasami, a na ich tle biało-niebieskie hangary i czerwony, czasem też żółty, An-2. Barwnie, prawda? Przechodząc już do rzeczy, barwności temu krajobrazowi dodawał właśnie śmigłowiec LPR-u – żółty w czerwone pasy, z granatowymi motywami i czarnymi elementami. Wówczas LPR stacjonował u nas, by kilka lat później przenieść się do Gryźlin.

Przyznaję, brakuje mi go w Olsztynie.

Ilekroć tęsknię za Dajtkami (a zdarza mi się to często), przypominam sobie właśnie ten widok. Pilotów i ratowników z LPR-u nigdy nie miałam okazji poznać (czy raczej: nie miałam odwagi, by podejść, przedstawić się i chwilę pogadać), choć wszyscy moi koledzy zgodnie twierdzili, że to bardzo sympatyczni ludzie. Mam nadzieję, że będę miała okazję ich poznać. Jestem bowiem pod ogromnym wrażeniem pracy, jaką wykonują, a fakt, że łączą medycynę z lotnictwem, sprawia, że chowają się przede mną za otoczką enigmatyczności.

Maskotka LPR-u powstała więc niejako z potrzeby serca, jakkolwiek górnolotnie to brzmi. Do tej pory nie zabierałam się za śmigłowiec, ponieważ nie miałam pomysłów na rozwiązania pewnych elementów. Pomysł w końcu wyraźnie zarysował się w mojej głowie i zabrałam się do pracy. Ponieważ od jakiegoś czasu jestem w rozjazdach, tylko kadłub powstał we właściwym "warsztacie"; resztę prac zabrałam ze sobą na wyjazd. Nie byle dokąd, bo – do Olsztyna. Dzięki temu Eurocopter stał się wyjątkowym projektem, jako że zaangażowało się w niego kilka osób. Wirniki częściowo wykonała znajoma szybowniczka, a w umieszczaniu czerwonych pasków na kadłubie - kolega szybownik. W sesję fotograficzną zaangażowały się poza mną aż dwie osoby, a pewne myśli (zawarte pod zdjęciami) – jeszcze kolejna. 

Przedstawiam więc efekt tej spontanicznej i niezwykłej współpracy. Jednocześnie chciałabym złożyć wyrazy szczerego uznania dla ratowników medycznych za bardzo trudną, ale niewysłowienie ważną pracę.

Genezę widocznego śladu przypalenia pozostawię tajemnicą, ale oficjalnie uznajmy, że... silnik okopcił kadłub ;)



Na olsztyńskich Dajtkach

Podejście do helipada

Zabawa perspektywą

Odwiedziny w "domu"
fot. Aquafly

fot. Aquafly

Gdy dorosnę, też będę latać!
fot. Aquafly
 

Komentarze